poniedziałek, 17 marca 2014

Prolog

Zegar wybił północ. Odetchnęłam głęboko i podeszłam do okna. Jasny księżyc w pełni błyszczał na niebie, a ja stałam wpatrując się w czarny las, daleko za posesją. Otworzyłam drzwi i wyszłam na oświetlony taras. Powietrze było wyjątkowo chłodne, więc owinęłam się szczelnie płaszczem i usiadłam na drewnianych deskach, tuż koło kamiennych wilków. Kolejna bezsenna noc. Od jakiegoś czasu zdarzały się coraz częściej. Jeszcze czułam na ustach zimny dotyk szklanki, a w gardło drapał ostry posmak Whiskey. Tak, zapijałam swoje problemy. Niektórzy mogliby pomyśleć, że po prostu od nich uciekałam, ale ja nie potrafiłam inaczej. Nie miałam w sobie odwagi by stanąć na drodze losowi, który tak okrutnie i bez oporów targał moim życiem. Wielu mogłoby pomyśleć, że przesadzam, że dramatyzuję, że moje życie wcale nie jest tak tragiczne. Zapewne mieliby rację. Niestety nie należałam do osób, które potrafiłyby cokolwiek ze swoim istnieniem zrobić. Zabić się? Kiedyś o tym myślałam, ale widziałam zbyt wiele bólu, cierpienia, zbyt wiele osób pozbawiłam życia, by teraz pozbawić go siebie. Choć wiedziałam, że nie mogę tu mówić o swoim życiu. Ono zakończyło się trzynaście lat temu, kiedy zobaczyłam ostatni błysk w jego gasnących oczach, kiedy następnego dnia obudziłam się w pustym łóżku, kiedy nikt nie wiedział co się ze mną dzieje, a koleżanka przez tydzień zajmowała się moim, można by rzec osieroconym, dzieckiem. Umarłam tego dnia, wraz z nim. Teraz utrzymywała się tylko pusta skorupa, która robiła dobrą minę do złej gry. Powłoka, która zapewne również by się rozpadła, gdyby nie fakt, że musi istnieć, że ktoś potrzebuje jej do własnych, mrocznych i nikomu nie znanych celów.
Dość często, właśnie podczas nocy takich jak ta, zadawałam sobie pytanie: czy gdybym wtedy wybrała inaczej, teraz byłabym szczęśliwa? Być może, ale ta prawda zostanie dla mnie tajemnicą do końca życia. Znów spojrzałam na las. Miałam nadzieję, że zobaczę ciemną postać pojawiającą się na jego skraju, jak lata temu, podczas szkolnych wieczorów. Łzy wcisnęły mi się do oczu, gdy przypomniałam sobie dotyk jego silnych dłoni na moich ramionach. " Czas leczy rany" powtarzali, ale ja już nie chciałam w to wierzyć. Psychiczny ból napełniał mnie dziwnym uczuciem sprawiedliwości. Czułam, że dostałam to na co zasłużyłam. Że muszę jedynie temu sprostać. Funkcjonować, uśmiechać się, chodzić do pracy, spędzać dzień jak każdy, a w nocy pochylać się nad szklanką Ognistej i wypłakiwać z siebie ból. Takie było moje przeznaczenie. Zaplanowane od początku do końca.
Niejedna osoba mogłaby spytać dlaczego się tak męczę, dlaczego nie porozmawiam z kimś szczerze o swoich problemach? Ja jednak wtedy odpowiedziałabym: a dasz mi tego kogoś? Zapewne odpowiedź byłaby pospolita: nie rozumiem o co Ci chodzi, przesadzasz, dramatyzujesz. Możliwe. Lecz czy większą przesadą nie było by przyjmowanie wszystkiego z obojętną miną i udawanie, że nic się nie dzieje? Czy lepiej wyglądałabym, gdybym uśmiechnęła się szeroko i porozmawiała z rodzicami, którzy naście lat temu zginęli z rąk Czarnego Pana? A może z siostrą, która została porwana i zamordowana przez jego popleczników? Zostają mi jeszcze dwie córki, które tylko czekają, aż zacznę opowiadać im o swoim przegranym życiu. Jest jeszcze mąż, a raczej człowiek, którego tak jedynie nazywam. Mężczyzna, który troszczy się o mnie najlepiej jak może, wyjeżdża w delegację by zapewnić nam życie do jakiego przywykliśmy. Ten, któremu z pasją oddaję się każdej nocy usianej choć namiastką miłości, którą dawno straciłam, który mnie kocha, a ja nie potrafię odwdzięczyć się tym samym. Czarodziej, z którym jestem już chyba bardziej z wygody i arogancji niż z miłości. Gdybym tylko chciała, nie, gdybym potrafiła, podjęłabym tę decyzję drugi raz. Jeszcze raz spróbowałabym zbudować swoje życie i wierzyć, że tym razem los będzie dla mnie bardziej przychylny, że człowiek, którego w tym momencie kocham najbardziej nie zawiedzie mnie po raz kolejnym i poświęci mi swoje myśli choć w połowie tak bardzo, jak ja poświęcam mu swoje. Chciałam tego, oh jak bardzo tego chciałam, ale ból rozstania jest zbyt wielki bym mogła przeżyć go na nowo. Zachowałam swoje życie ze strachu, z arogancji i z czystej korzyści czerpanej z własnego bytu. Nie zmieniłam go. Wolałam się męczyć i krzywdzić tego, który przecież tak mnie kocha, z własnej chciwości i wygody. Ze strachu przed tym co może sie stać, gdy zrobię pierwszy krok.
Podniosłam się i wierzchem dłoni otarłam łzę spływającą po moim policzku. Jeszcze raz spojrzałam na las, po czym odwróciłam się na pięcie i weszłam do salonu. Podeszłam do stolika i opadłam na stojącą przy nim sofę. W głowie mi się zakołowało, ale nie zraziłam się tym. Nalałam sobie bursztynowego trunku do szklanki i spojrzałam na leżące przede mną zdjęcia. Kobieta na nich uśmiechała się promiennie i przytulała przystojnego, czarnowłosego chłopaka. Szczęśliwa i kochana. Taka właśnie mogłabym być. Przechyliłam szklankę jednym haustem i podciągnęłam nogi pod brodę. Pamiętam te dni doskonale. Przewijają się w mojej głowie co noc. Obrazy, gesty, słowa. Wszystko poprzypinane magicznymi metkami do odpowiednich osób. Głosy, ruchy, nawyki. Wszystko to pamiętam. " Czas leczy rany" mówili i wiem, że mieli rację.
Czas leczy rany, ale wspomnienia pozostają wieczne.
____________________________________________________
Tak więc jest prolog. Pisało mi się go bardzo przyjemnie i dość szybko, muszę przyznać. Pierwszy raz próbuję swoich sił w formie pierwszoosobowej i jestem bardzo ciekawa jak mi to wyjdzie. No nic zostawiam to już do waszej oceny. :)
Pozdrawiam
~Ryann Black

Witajcie!

Nie wiem co mi się uroiło, nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale stało się i chyba nie chcę tego zmieniać. Możecie pytać po co mi to? Dlaczego to robię? Czy jestem psychiczna? Być może, ponieważ czasami nie wyrabiam z pierwszym blogiem, a biorę się za drugiego. To taki kaprys, chęć spróbowania czegoś innego - nowego. Inna forma, inna historia, trochę inna ja - to właśnie jest to, co chce pokazać w tym opowiadaniu. Czy jest to coś nowego? Możliwe, chociaż nie do końca, sami się z resztą przekonacie. 
Inny charakter - to jest cecha, która najbardziej różni moje dwa blogi i mam nadzieję, że tego dowiodę.
Czy skończę to opowiadanie? Nie wiem. Pewna w tym momencie jestem tylko tego, że jest to całkowity spontan, którym chce sobie udowodnić, że potrafię. 
A o jednym mogę zapewnić: na pewno nie rzucę Zniewolonego serca... 
Kocham Was :*